Spór o podstawy

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Weszliśmy w czas kolejnego narodowego dyskursu na temat konieczności zmian w oświacie. Prawda jest taka, że sytuacja w szkołach doszła do takiego stanu, że albo należałoby z nich zrezygnować, albo oddać w całości we władanie uczniów i nauczycieli – bo ci, jak się zdaje najlepiej wiedzą czy i co należałoby dodać albo wyrzucić. Praktyka jednak jest taka, że o szkołach systemowych decyzją na ogół osoby, które dawno z nią nie miały do czynienia. Często to działa. Coraz częściej jednak całkowicie nie!

Zmiany, zmiany

Kluczowe jest jak zawsze pytanie o kształt niezbędnej do przeprowadzenia reformy. Każdy porządny minister szkolnictwa obowiązkowo zapowiadał, a większość wręcz wprowadzało mniej lub bardziej radykalne zmiany nazywając je na ogół reformą własnego imienia. Dziś pojawia się pytanie, jakie reformy zaproponuje Barbara Nowacka w koalicji z Katarzyną Lubnauer. Najbardziej pozytywna informacja dotycząca tego tematu mówi o tym, że poza rozwiązaniami incydentalnymi (nowa rola zadań domowych, ograniczenie podstaw i modyfikacja pomocy psychologiczno-pedagogicznej) ministry żadnej konkretnej reformy nie przewidują. I dobrze.

Michael Bernard Beckwith amerykański pastor, założyciel Międzynarodowego Centrum Duchowego Agape w Beverly Hills w Kalifornii powiedział, że zbyt wielu ludzi żyje w więzieniu, które sobie samodzielnie wytworzyli. Warto pamiętać o tych słowach, kiedy myślimy o zmianach w oświacie. Szkołę, jaka jest należy bowiem albo zlikwidować i zaproponować na nowo, albo modyfikować punktowo i tylko tam, gdzie można i gdzie tego potrzeba. Trochę tak zrobiono w przypadku zadań domowych. Zamieniono zasadę zadawania tego, czego nie zrobiono się w szkole albo co uczniowie powinni ćwiczyć samodzielnie, żeby najlepsi byli jeszcze lepsi, na propozycję działań rozwojowych, do wyboru, bez ocen, ale za to z kluczową informacją zwrotną. Wielu nauczycieli pracuje tak od lat. Zadawanie pracy do domu, żeby dziecko nauczyło się tego, czego nie opanowało na lekcji jest w gruncie rzeczy formą delegowania odpowiedzialności za naukę i uczenie się z nauczyciela na ucznia i sprawdza się tylko wtedy, kiedy ten drugi ma chęć i odpowiednie wsparcie, by tej odpowiedzialności podołać. W innym wypadku niczemu nie służy. I to próbowało zmienić nowe ministerstwo. Obudziło to jednak lawinowy opór wielu specjalistów od oświaty, którzy wierzą, że uczeń się nauczy tylko wtedy, kiedy wykona ciężką, choć niekoniecznie sensowną pracę, bo nauka to właśnie ciężka praca a jej sensem jest pokazanie, że trzeba ją wykonywać. Myślenie o tym, że tradycyjne liczenie słupków można by zastąpić odwróconą lekcją, projektem czy różnymi wyzwaniami kreatywnymi nie wchodzi w grę, bo przecież mogłoby uczniom sprawić przyjemność. A czy przypadkiem nie o to właśnie chodzi?

Urządzanie świata dzieciom

Anthony de Mello - hinduski jezuita, mistyk i kierownik duchowy zapisał i wygłosił tysiące tez na temat optymalnych możliwości życia każdego człowieka. Jak każde przesłanie opierające się na wierze w cokolwiek, to zbiór idei, z których można korzystać lub nie. Na przykład takie przesłanie: Kłopot z większością ludzi polega na tym, że są straszliwie zajęci organizowaniem rzeczywistości, której nawet nie rozumieją. Zawsze coś ustalamy, organizujemy. Nigdy nie przyjdzie nam do głowy, że sprawy nie muszą być organizowane. Naprawdę. To wielkie odkrycie. Sprawy potrzebują jedynie zrozumienia. Jeśli je zrozumiesz, one się zmieniają. Dla wielu potwierdzeniem reprezentowanej przez nas dorosłości jest prawo do organizowania rzeczywistości, w której żyją i z jaką mają się zetknąć w przyszłości nasze dzieci. Niestety często przypomina to tekst jednego z memów, który przedstawia ojca pouczającego swojego syna słowami: Chcę żebyś był zdecydowanym, stawiającym na swoim, twardo stąpającym po ziemi facetem. A teraz bądź grzeczny i słuchaj taty.

Wielu z nas widzi w swoich dzieciach własne niezrealizowane marzenia. Bycia tancerką, bokserem, najmądrzejszym w klasie i najsilniejszym na podwórku. Wielu widzi dla swoich dzieci przyszłość o jakiej marzy dla siebie. Prezesury, sukcesów w biznesie, bycia obiektem westchnień najbardziej atrakcyjnych przedstawicieli płci przeciwnej. Próbujemy urządzić świat oraz życie naszych dzieci jakby to była nasza alternatywna rzeczywistość. Jakby miało się znaleźć w niej kluczowe miejsce dla nas samych dostarczając nam jak na tacy możliwość zaspokojenia naszych najcenniejszych oczekiwań i marzeń. Ale to nieprawda.

Dzieci to przede wszystkim dzieci. Ludzie w procesie powolnego przechodzenia w dorosłość. Nie zawsze ten proces przebiega w zgodzie ze standardami przyjętymi przez ogół. Ot, choćby wymaganiami jakie na uczniów nakłada szkoła. Oczekiwaniami, które w niewielkim stopniu diagnozują realne potrzeby a nawet możliwości dzieci. Uznano na przykład, że każdy siedmiolatek powinien pójść do szkoły i zacząć się uczyć czytać, pisać oraz liczyć. I nieważne, że znaczna część maluchów doskonale sobie radzi w tym obszarze w wieku sześciu, pięciu czy nawet czterech lat. Są za mali. Nieważne też, że część z nich nie osiągnie stosownej gotowości do przyswojenia tych kompetencji w wieku ośmiu czy nawet dziewięciu lat. Tu system przewidział reakcję polegającą na pozostawieniu ucznia w tej samej klasie. To jednak tylko najbardziej wyraziste i proste do przedstawienia przykłady. Podobnych, w całym procesie dochodzenia do dorosłości jest w zasadzie nieograniczona ilość. Zdaniem dorosłych rozwiązaniem jest zaprojektowanie odpowiedniej sztancy, przy pomocy której, mniej lub bardziej skutecznie przytnie się ogół do wymaganych szczegółów. I rzeczywiście się przycina. Z reguły tracąc bezpowrotnie coś, co mogłoby być powodem do dumy czy realną korzyścią dla społeczeństw przyszłości. Po co?

Głowa ucznia

Świat, w którym żyjemy, to w coraz większym stopniu przestrzeń powierzchownych doznań i prostych, acz nic nie znaczących refleksji i konstatacji. Przypomina bezmyślne skrolowanie nic nieznaczących stron w internecie w celu zaspokojenia pustych i nie służących niczemu potrzeb. To trochę przypomina piekło. Myślę, że gdyby Dante żył tu i teraz od tego zacząłby właśnie pierwszą księgę swojej Boskiej komedii. Koniecznie coś trzeba z tym zrobić. Co zrobić? Może skupić się na pogłębionym nauczaniu/uczeniu się? Jay McTighe i Harvey F. Silve napisali nawet taką książkę Uczyć (się) głębiej. We wstępie do niej Alicja Pacewicz oraz Sylwią Żmijewską – Kwiręg zaznaczyły, że: Nauczanie dla jednych to sztuka, dla innych rzemiosło, dla jeszcze innych – rutyna. Prawdziwe uczenie się tymczasem zachodzi wyłącznie w głowie ucznia. Warto pamiętać o tym i stale pytać siebie, co i w jakim celu robimy z uczniami, gdzie się kończy rola nauczyciela, a zaczyna - ucznia i uczennicy lub całej klasy. Być może większość naszych problemów z małostkowym przeżywaniu codziennych zdarzeń bierze się właśnie stąd, że kluczem nie jest refleksja, ale możliwie szybka konsumpcja tego, co nam zadano w podstawach czy programach nauczania? Gonimy za słowem, znaczeniem, kontekstem i próbujemy zamknąć je w stosownych algorytmach, które najlepiej wpiszą się w standardy wymagań egzaminacyjnych.

Autorzy cytowanej książki napisali: Możemy uczyć faktów i procedur, jednak rozumienie pojęciowe szerszych idei i abstrakcyjnych procesów musi nastąpić w umyśle osoby uczącej się. Uczniowie i uczennice nabywają tę zdolność, przetwarzając treści we własnych głowach i wykorzystując umiejętności myślenia wyższego rzędu. Redaktorzy w przypisie dodali: Ważne, by uczenie się nie poprzestawało tylko na znajomości faktów czy pojęć. Uczniowie i uczennice powinni umieć wykorzystywać umiejętność myślenia wyższego rzędu do samodzielnego rozumowania, formułowani alogicznych sądów czy rozpoznawania i rozwiązywania problemów, aby móc w wyniku tych procesów poznawczych wyprodukować nową wiedzę. Myślenie wyższego rzędu pomaga sterować swoim procesem uczenia się, pozwala myśleć o tym, jak wykorzystać swoją wiedzę. Szkoła to ważne miejsce rozwoju nie tylko jej wychowanków, ale zmian decydujących o kształcenie świata, w którym żyjemy. Może pozwólmy uczniom myśleć? Moim zdaniem na pewno wymyślą coś zdecydowanie pożytecznego.

 

Notka o autorze: Jarosław Kordziński – obserwator rzeczywistości edukacyjnej w Polsce i na świecie. Autor, między innymi wydanej w 2022 roku przez Wydawnictwo Wolters Kluwer książki „Edukacja wyzwolenia szkól i nauczycieli”.

 

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie